W czasie wakacji przeglądając serwis społecznościowy Facebook znalazłam ciekawy post Miejskiej Partyzantki Ogrodniczej. W poście chodziło o akcję niekoszenia trawników. Bardzo zaintrygował mnie ten temat, dlatego też postanowiłam zadać kilka pytań Witoldowi Szwedkowskiemu, który prowadzi fanpage Miejska Partyzantka Ogrodnicza.
Skrzacik w ogrodzie (SwO): Skąd wzięła się nazwa „Miejska Partyzantka Ogrodnicza”?
Witold Szwedkowski (WS): Wiem, że brzmi dość buńczucznie. Czasem budzi nieufność. Ale nie jest to przejaw agresywnej wojowniczości ogrodników. Wręcz przeciwnie, od ponad pół wieku my tylko bronimy zieleni, czasem też proaktywnie, choć wszystko zaczęło się reaktywnie… W roku 1969 zamieszki na Uniwersytecie Berkley doprowadziły do interwencji amerykańskiej Gwardii Narodowej, która blokowała kampus uniwersytecki. W tym czasie grupa studentów – trochę z nudów, trochę dla zamanifestowania swojej siły sprawczej – nie pytając nikogo o zgodę założyła na gruzach zburzonej kręgielni uniwersyteckiej Park Ludowy (ang. Peoples Park). Akt ten określony został mianem ogrodnictwa partyzanckiego (ang. guerilla gardening). Z czasem termin przyjął się do opisu działań ogrodniczych podejmowanych przez grupy nieformalne na terenach, do których nie mają tytułu prawnego. Ponieważ takie działanie partyzanckie ja najczęściej podejmowałem w mieście stąd Miejska Partyzantka Ogrodnicza.
SwO: Co jest celem Waszej działalności?
WS: Misją jest naprawianie miasta w kluczowej dla zdrowia mieszkańców sferze – zieleni. Chcemy zamieniać miejskie trawniki, klomby, gazony i kwietniki w miniaturowe oazy piękna lub źródło pożywienia dla ludzi i zwierząt. Nie ma przy tym znaczenia czy tymi zwierzętami będą jeże, pszczoły, ptaki czy zające. Siła zdrowia człowieka leży również w bioróżnorodności otoczenia, a miasta szczególnie narażają nas na następstwa chorób cywilizacyjnych. Mam taką wizję Partyzantki, że zbiorowym wysiłkiem, bez pytania o zgodę, niwelujemy różne rodzaje ryzyka i poprawiamy jakość życia. Stąd nasze hasła: Czyńmy różnicę! Sadzenie ma znaczenie! I pozdrowienie: Ku chwale zieleni!
SwO: „Naprawiać miasto. Zamieniać jego trawniki, klomby, gazony i kwietniki w miniaturowe oazy piękna lub źródło pożywienia dla ludzi i zwierząt.”to cytat z opisu Twojej strony na Facebook-u. W jakim stopniu się to udaje?
WS: Partyzantka ogrodnicza nie dysponuje bronią masowego zazielenienia. To zaangażowanie pojedynczych osób i grup przynosi lokalne rezultaty, a kto się nie leni, temu się zieleni. Lubię też powtarzać zasłyszane przed kilku laty powiedzonko: Jak dbasz, tak masz.
SwO: Czytając wpisy na fanpage-u na Facebook-u można zauważyć, że wiele miast się przyłącza do Waszych akcji. W ilu i jakich miastach działacie?
WS: Coraz więcej ludzi chce brać sprawy w swoje ręce. Łatwo wskazać duże miasta, w których o wszystko łatwiej ale ludzi dbających społecznie o zieleń w swojej miejscowości możemy znaleźć wszędzie – Zduńska Wola, Mielec, Dziekanów Polski, Cieszyn, Siemianowice Śląskie, Lednogóra. Ale tu nawet nie chodzi o miasta, tylko o konkretne osoby – Ania, Sylwia, Cyryl, Monika, Krzysiek, Łukasz, Maria, Janusz, Kasia, Iza, Bogusia, Ewa i setki innych, z którymi mam rzadszy kontakt. Każda z osób ma inny styl działania, który odzwierciedla różne priorytety. Jedni przede wszystkim walczą o różnorodność biologiczną, inni najbardziej chcą powietrza, którym da się oddychać, ktoś inny chce popularyzować permakulturę, a dla innego najważniejsze są relacje społeczne jakie podtrzymuje zieleń. Inspirujemy się wzajemnie, wymieniamy doświadczeniami, radzimy. Mam czasem wrażenie, że strona na na Facebook-u jest bardziej żywa niż niejedna grupa. Jest różnorodnie i progresywnie.
SwO: Z pewnością jest dużo Waszych zwolenników. A co z krytyką, hejterami? Bardzo przeszkadzają w działaniu?
WS: Niektóre skróty myślowe mogą czasem prowadzić do nieporozumień. Dlatego lubię krytyków. Nie muszą być mili byle byli merytoryczni. Dzięki ich reakcjom, wątpliwościom i uwagom zwracam uwagę na to, co wymaga rozwinięcia. Pusty hejt, upierdliwość, trollowanie, heheszki, fanatyzm, dendrofobię i tym podobne traktuję sikiem prostym, nie z konewki. Natomiast konstruktywna krytyka jest mile widziana i budująca.
SwO: Skąd bierzecie rośliny do nasadzeń?
WS: Skąd się da. Wykopujemy samosiewy z „nieużytków”, z terenów przeznaczonych pod zabudowę, zarastających łąk i polan, z rowów melioracyjnych, czasowo wyłączonych z użytkowania parkingów czy innych podobnych przybytków, gdzie los młodych drzewek jest przesądzony, a wyrok wycinki wisi nad nimi jak miecz Damoklesa. W miarę możliwości kupujemy też materiał szkółkarski z centrów ogrodniczych. Zakupy możemy robić głównie dzięki osobom wspierającym Miejską Partyzantkę Ogrodniczą finansowo za pośrednictwem serwisu Patronite.
Niekoszenie trawników – czy warto?
SwO: Zainteresował mnie temat niekoszenia trawników w miejscach publicznych. Czy możesz przybliżyć ten temat?
WS: Zbyt częste koszenie jest kosztowne, szkodliwe i pozbawione większego sensu. Trawnik można kosić dwa razy w roku, a przyniesie to mnóstwo korzyści nie tylko przyrodniczych czy zdrowotnych. Pieniądze zaoszczędzone na koszeniu trawy (a są to miliony złotych) miasta, gminy, spółdzielnie mieszkaniowe mogą przeznaczyć na szkolenia i wynagrodzenia ludzi wykonujących zabiegi pielęgnacyjne drzew lub nowe nasadzenia. Dlatego oszczędzanie na koszeniu trawników, to nie oszczędzanie kosztem ludzi. To propozycja podejmowania decyzji odpowiadających wyzwaniom współczesności.
SwO: Skąd pomysł na tę akcję?
WS: Wychowałem się na osiedlu, gdzie ogromne połacie łąk koszone były raz w roku, a nawet rzadziej. Między blokami żyły zające, ropuchy, niezliczone gatunki motyli, jaszczurki, skowronki. Gdy to wspominam sam sobie nie dowierzam bo osiedle liczyło blisko czterysta bloków i siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców! Nigdy nie przywykłem do tego, jak całe to bogactwo przyrody zniszczyły parkingi samochodowe i bezsens kompulsywnego koszenia. Gdy byłem dzieckiem wszędzie były łąki, więc trawnik to było coś. Teraz gdy wszędzie mamy trawniki, zaczynamy doceniać co straciliśmy, pozbywając się miejskich łąk. Rok 2019 z nieprzeciętnie deszczowym majem i rekordowo gorącym czerwcem sprawił, że w wielu miejscach przyroda buchnęła dawno zapomnianym bogactwem. Sporo osób frapowało to, że tzw. trawnik to tak naprawdę dziesiątki ziół, z których znają tylko kilka. Zaczęło się więc dostrzeganie i dociekanie, co to za chwasty tak pięknie kwitną. Wiosna roku 2020 to upalny kwiecień bez kropli deszczu i uschnięte rośliny na trawnikach. Żal. Wiele osób to czuło, a wiele było gotowych by je uczulić na to jak dla naszego funkcjonowania w miastach ważne są bujne łany trawnikowych łąk.
SwO: Wysiewacie nasiona na łąki kwietne, aby były takie trawniki?
WS: Tego się nie da odtworzyć dosiewaniem „łąki z papierka”. Na szczęście natura zawsze znajdzie drogę. Trzeba tylko dać jej odetchnąć, nieco poluzować harmonogram koszenia i właściwe do lokalnych warunków rośliny zielne pojawią się same.
SwO: Jaki wpływ na otoczenie ma niekoszenie trawników?
WS: Kiedyś próbowałem to zebrać w całość. Wyszła spora lista, a przecież każdy z punktów zasługuje na rozwinięcie:
– trawnik zaniechany obniża poziom zanieczyszczeń,
– spełnia w mieście rolę łąki antysmogowej,
– przyczynia się do lokalnego obniżenia temperatury i ograniczenia miejskich wysp ciepła,
– ma zdolność do ponadprzeciętnej chłonności wody, dzięki temu m.in. zmniejsza ryzyko podtopień w następstwie nawałnic,
– daje szansę na bioróżnorodność i powrót zapomnianych gatunków roślin zielnych,
– jest schronieniem i żerowiskiem dla drobnych kręgowców tj. ptaki, jeże, ryjówki,
– pozostawiony w spokoju nie wzbudza tumanów pyłu i pyłków,
– obniża poziom hałasu,
– zwiększa wilgotność powietrza w swoim pobliżu, co działa zbawiennie na zdrowie wszystkich,
– staje się pożytkiem dla dziko żyjących zapylaczy: pszczolinek, miesierek, murarek, trzmieli…
SwO: Czy ten model nie psuje wizerunku miasta?
WS: Wręcz przeciwnie on go naprawia. Miasta, które dbają o jakość przyrody w swoich granicach odbierane są jako przyjazne, a to przyciąga klasę kreatywną. Ludzie kreatywni przynoszą najważniejszy kapitał XXI wieku – kapitał intelektualny. Tak jest na całym świecie.
SwO: Co na to władze miejskie? Są „za” czy „przeciw” takim działaniom?
WS: Bardzo lubię pytanie o „władze miejskie” bo pozwala ono przypomnieć, że władzę w mieście sprawują obywatele. Naprawdę. Skoro nie ma możliwości zaprowadzenia anarchii i dobrowolnie wybieramy sobie kogoś, kto będzie nami rządził, to róbmy chociaż użytek z własnych praw obywatelskich. To, że raz na pięć lat mieszkańcy wybierają swoich przedstawicieli nie sprawia, że władza przesuwa się z obywateli na radnych czy prezydentów i burmistrzów. Gdy władze miejskie, czyli obywatele/mieszkańcy, życzą sobie lepszej jakości życia i zdrowego otoczenia, rolą samorządowców oraz urzędników jest sprostać takiemu życzeniu. Jeśli jednak władze miasta chcą żyć na betonie i asfalcie, wystarczy że będą bierne i milczące, a urząd już ich urządzi…
SwO: Przy tej akcji było dużo nienawiści ze strony postronnych osób?
WS: Nie. Czasem pojawiały się manifestacje strachu, a ten brał się prawdopodobnie z niewiedzy i niezrozumienia natury. Natura nie jest wrogiem człowieka. To niemożliwe – człowiek jest częścią natury.
SwO: W jakich miastach udało się przeprowadzić akcję niekoszenia trawników?
WS: Trudno powiedzieć jednoznacznie. Bo setki podpisów pod każdą z petycji w Trójmieście, Poznaniu, Olsztynie, Bydgoszczy, to sukces społeczny. Kilka tysięcy osób dostrzega potrzebę ograniczenia koszenia i aktywnie to wyraża. Być może część osób, które się zaangażowały lub tylko obserwowały „Ogólnopolskie wstrzymanie kosiarek” była zdezorientowana lub zawiedziona. Bo prezydenci Gdyni, Bytomia, Krakowa, Poznania, Olsztyna najpierw, w czasie kwietniowej suszy deklarowali niekoszenie, a kiedy popadał deszcz, kosiarki poszły w ruch. Zupełnie tak jakby wysoka trawa nie miała znaczenia dla powstrzymywania skutków gwałtownych burz i deszczy nawalnych. Miejska łąka pomaga i przy suszy i przy ulewie.
SwO: Czy jesteś zadowolony z przeprowadzonej akcji?
WS: Zdecydowanie tak, choć to dopiero początek. Zapamiętam rok 2020 jako ten przełomowy, w którym wybuchł BUNT TRAW. Największym sukcesem jest rozpoczęcie dyskusji na temat roli trawników w miastach – czy trawnik to element zielonej infrastruktury regulującej wilgotność, temperaturę czy dekoracja, a może jedno i drugie, zatem w jakich proporcjach lub w jakich częściach, gdzie puścić trawnik wolno, gdzie stosować trawnik zaniechany, a gdzie uprawiać ortodoksyjny kult murawy w typie pola golfowego. Podejrzewam, że zagadnienie roli i formy trawników w miastach może być równie szerokie, co obszar badań z zakresu łąkarstwa.
SwO: Jakie masz rady dla osób, które zdecydowałyby się na styl „Miejskiej Partyzantki Ogrodniczej”?
WS: Im głębiej w park tym wiewiórki grubsze, a im głębiej wchodzimy w temat ogrodnictwa partyzanckiego, tym większe jego bogactwo. Jak wspomniałem wcześniej można nastawiać się na walkę o bioróżnorodność albo walkę o zieleń taką bardziej estetyczną, można traktować działania wokół roślin jako pole do pracy ze społecznością, okazję do spotkań towarzyskich albo jako narzędzie ekspresji artystycznej, prowokacji do myślenia o otoczeniu i naszym w nim miejscu. Ile osób tyle dróg, a wszystkie są fajne. Niech każdy będzie sobą. Śmiało.
SwO: W jaki sposób można zgłaszać miasta do Waszych akcji?
WS: Najprościej pisać za pośrednictwem strony Miejskiej Partyzantki Ogrodniczej. Informacje takie gromadzić też będzie Bogusia Budna (profil Facebook), która szczególnie zaangażowała się w tegoroczne „Ogólnopolskie wstrzymanie kosiarek”, zainicjowała to wydarzenie na Facebook-u. W roku 2021 będziemy kontynuować publiczną debatę o kształcie i roli miejskich łąk/trawników oraz promować wszystkie lokalne inicjatywy BUNTU TRAW.
SwO: Pomagasz początkującym „Partyzantom”?
WS: Bardzo cieszy mnie każdy kontakt z osobą, która chce wejść na partyzancki szlak. Nie zostawiam żadnej wiadomości bez odpowiedzi. Jeśli odpowiadam zdawkowo to tylko dlatego, że czasem martwię się, że mogę kogoś zasypać dobrymi radami czy moim punktem widzenia różnych zielonomiejskich zagadnień.
SwO: Jakie masz plany na przyszłość?
WS: Zakończyć adaptację pomieszczenia, które wynajmuję z myślą o uruchomieniu Muzeum Ogrodnictwa Miejskiego. Pod wieloma względami nie będzie to muzeum do jakich przywykliśmy. Przede wszystkim dlatego, że skupione będzie na przyszłości i nadchodzących megatrendach w zieleni miejskiej. Z przeszłości wyciągać będziemy tylko to, co warte wskrzeszenia i kontynuacji.
SwO: Czego mogę Ci życzyć?
WS:Zdrowia, szczęścia, pomyślności. 🙂
Dziękuję za możliwość przeprowadzenia wywiadu. Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się na „ogrodniczej ścieżce wojennej” po tej samej stronie barykady.
Niekoszenie trawników daje różne możliwości, a przede wszystkim wpływa dobrze na środowisko. Dlatego też warto czasem odpuścić skoszenie trawnika, a w szczególności latem. Sama zauważyłam, że po dłuższym okresie niekoszenia trawnika, trawa staje się bardziej zieleńsza i nie tworzy suchych placów. A Ty jak sądzisz, kosić trawnik czy też nie? Daj znać w komentarzu!